poniedziałek, 25 listopada 2013

Uszyj Jasia - cd

W ostatni czwartek wpadła do mnie sąsiadka z pełną torbą materiałów. Okazało się, że jej koleżanka z pacy przekazała mi pościele po swoim dziecku, z których  już wyrósł. Do wykorzystania, do pocięcia.
Niektóre z nich były takie ładne...a na patchworki się nie nadawały... więc uznałam, że nadają się na " Jaśki".
Odwiedziłam  stronę Natalii, poczytałam kto potrzebuje jaśki, jakie, ile.... i zabrałam sie do pracy.





Powstały dwa małe 45x45
i jeden duży 50x60.
Wyciągnęłam jeszcze swoje zapasy i uszyłam kolejne 7 w rozmiarze 50x60.


Jaśki wysyłam do  Rodzinnego Domu Dziecka "Druchowie" Fundacji Św. Józefa Opiekuna w Koszęcinie.


piątek, 22 listopada 2013

Lubię wyzwania

Jakiś czas temu dostałam zadanie: uszyć obrus patchworkowy  na ławę. Kolory: brązowy, zielony, pomarańczowy...
Hmmm w ogóle nie wiedziałam jak się  do tego zabrać.  Ani mi kolory nie pasowały, nie umiałam wybrać wzoru,  nie miałam pomysłu na tkaniny. Długo mi zeszło to poszukiwanie...

Kiedy wreszcie przez przypadek natknęłam się na piękny, panterkowy  batik uznałam, że to będzie to.


Ale sam materiał podpowiedział mi  pomysł:)

Centralnie jako motyw dekoracyjny obrusu uszyłam znane już "straciatella", a potem to już tylko wygaszanie szalonego wzoru batiku.

Postanowiłam również uszyć  lamówkę w dwóch kolorach. Po pierwsze dla zachowania czystości  kolorystyki, po drugie dla oryginalności, po trzecie obrus jest dwustronny więc   jest  jego  zaskakującym wykończeniem , a po czwarte dlaczego nie?


Na drugą stronę wykorzystałam delikatną tkaninę w duże wzory kasztanowca.


Lubię wyzwania:)   Mnie się bardzo podoba choć wiem, że całość jest dość "odważna" i mocna przez te batikowe wzory.
Ech to zawsze jest kwestia gustu:)


wtorek, 12 listopada 2013

Słoń w składzie pocelany

Nieopodal  mojej pracy jest mały sklep z "antykami" i nie tylko. Raz po raz odwiedzam go. Czasami udaje mi się kupić za przystępną cenę porcelanę mirostowicką dla Kasi ino ino. Dlaczego? Poczytajcie sami:  Mi jak Mirostowice
Pewnego dnia, przy okazji szperania, zza jakiegoś  kufra wystawał słoń.
Zfilcowany, podarty, smutny ale jednocześnie śmieszny przez te uszy... taki Jumbo z bajki Disneya. Kupiłam go za symboliczną złotówkę,  bo pomyślałam, że kiedyś takiego słonia uszyję sama i  posłuży mi za wzór. 
Wzór przerysowałam i uszyłam...
 
ale nie byłam zadowolona z efektu. Trąba jakaś taka chuda i krzywa, uszy byle jak wszyte.... Taaki smutny słoń choć na  szczęście zaadaptował go mój synek (mimo różu).
Za jakiś czas wróciłam do tematu słonia... i  wtedy mnie olśniło, że słoń musi mieć trąbę zadartą do góry!!!
Gdzieś na innym blogu podejrzałam jak wszywać uszy...i proszę oto moja słoniowa rodzinka...

Mam też w wersji niebieskiej

A że za innowacje Unia płaci, to kolejnym modelom  dołożyłam oczy:)


I jego lustrzane odbicie:



Uszy to ich cały urok ale nie można ich jakoś sensownie sfotografować. Szkoda bo one są takie słodkie...
Tak mi się zdaje, że  jeszcze muszę popracować nad trąbą... ale efekt w porównaniu do początku i tak jest zadowalający jak na moje pierwsze zabawki:)

niedziela, 3 listopada 2013

Gacie na instrument:)

Pamiętaj ! Tylko przykryj  instrument jakąś szmatką, żeby się nie kurzył...
Tak powiedziała do mnie mama, kiedy tato sprezentował wnukowi czyli mojemu starszemu synowi nowy  instrument  tzw. keyboard. I wtedy przeszył mnie dreszcz, żeby nie powiedzieć  wróciła trauma z dzieciństwa. 
Pamiętam w domu rodzinnym mama uwielbiała serwetki, z resztą do dzisiaj tak jest. Ja nie mam nic do serwetek ale jak przyszedł mój dyżur zetrzeć kurze z mebli na wysoki połysk i podnieść tyle serwetek i je wytrzepać - Mamo - musisz mi wybaczyć ale brr... Mało tego na wszystkich instrumentach  leżały serwetki, jak się obok nich przeszło to one spadały.  Więc te spadające serwetki i ten kurz ...  niekończąca się gimanstyka ...
Więc jak usłyszałam znowu o przykryciu instrumentu serwetką to  uruchomiłam swoją głowę jak Pomysłowy Dobromir,  co tu uszyć żeby tylko nie spadała...  A, że dzieci  pokój mają nie za duży, było pewne że serwetka będzie ciągle na podłodze, a instrument ciągle zakurzony. 
I wymyśliłam  coś co na roboczo dostało nazwę "gacie na instrument"...

Na życzenie synka wyszyłam mu logo James'a Bonda OO7 - wtedy był nim mocno zafascynowany... Pokrowiec jest bardzo prosty jak widać. Cały patent polega na tym, że wciągnęłam gumkę, która  utrzymuje pokrowiec na miejscu. Mało tego! Ponieważ na wierzchu jest aplikacja to pod spodem wszyłam watę krawiecką, co stanowi dodatkową warstwę ochronną. Tak więc instrument jest bezpieczny i wolny od kurzu:)
Kiedy patent się sprawdził, to uszyłam również  na keyboarda Taty pokrowiec ale jako logo użyłam  klucz wiolinowy. 
A potem patent sprzedałam w świat i tak powstał kolejny...
Dla wszystkich miłośników muzyki i serwetek :)