niedziela, 6 października 2019

Salon de la Pologne - exposition

Zaproszenie przyszło nieoczekiwanie i niespodziewanie ponad rok temu  aby zrobić wystawę patchworków podczas Salonu Polskiego, organizowanego już po raz piąty w Henin-Beaumont, na północy Francji. Ten rok jest wyjątkowy, gdyż to miasto  w tym roku świętuje  30- lecie współpracy z Koninem oraz 65-lecie z Herne ( Niemcy). Wszystkie te trzy miasta łączy koń w herbie.
Pracowałam ponad rok... nigdy wcześniej nie miałam uszytych tyle quiltów, z których można by było zrobić wystawę.
To był trudny rok pod każdym względem.  Starszy syn miał maturę,  dylematy i wybór drogi w dorosłość, młodszy kończył gimnazjum, wybór szkoły i podwójny rocznik podczas rekrutacji do szkół średnich; strajk nauczycieli w szkołach i trudna decyzja męża  o  zmianie pracy,  u mnie w pracy trudny projekt ...
Aż trudno uwierzyć, że wszystko ułożyło się dobrze .... bo  ja w tym szaleństwie prawie ciągle przy maszynie.
Oto moja nagroda:



Organizacja wystawy, oprawa mojego pobytu  i opieka pracowników merostwa to szczyt perfekcji. Pomyślano o wszystkim:  o aranżacji wystawy - zaproszono firmę lokalną Hameta, która produkuje meble o oryginalnym designe, która urządziła w sali  sportowej do judo cudny salonik. Moje patchworki tylko dopełniły  to piękne wnętrze.
Wernisaż  był fantastyczny, stresujący, bo ośmieliłam się przemówić po francusku w obecności Panów Prezydentów miasta Konina i  Henin - Beaumont  oraz całego tłumu ludzi!

W podziękowaniu  za  zaproszenie uszyłam specjalną bibliotekę, w której umieściłam   polskie i francuskie książki -  reakcja widowni i pana mera była bezcenna.

Ilość odwiedzających przeszła moje najśmielsze oczekiwania...


W między czasie odwiedziły moją wystawę panie - koleżanki po fachu - z lokalnej grupy patchworkowej  i  pokazały mi swoje prace - ręczna robota!!!



Podczas wernisażu  i kolejnych dwóch dni wystawy towarzyszył mi  mój syn  z jego fantastyczną muzyką, moja siostra z synem oraz mąż - czułam się naprawdę zaopiekowana! Kochani bez Was nie dałabym rady!


Nie dałabym rady również bez mojego  anioła stróża  - przesympatycznej  Lindy - z ramienia merostwa, która nie opuszczała mnie na krok i dbała aby nam nic nie brakowało!
Trzy dni rozmów po francusku,  w doborowym towarzystwie, pysznej kuchni francuskiej ... no i nowe znajomości patchworkowe:) Cudna przygoda, wyjątkowa ... jestem mega szczęśliwa!!!


Na koniec wielkie podziękowania dla Agaty,  dzięki której  to wszystko się  zaczęło:)

Powoli będę teraz odgruzowywać dom, bloga, znajomych, sport itp... mam teraz więcej czasu na życie:)

2 komentarze:

  1. Asiu gratuluję z całego serca - wspaniałe wydarzenie :)

    OdpowiedzUsuń